RunTeam 19.05.2018

Pobiegnij dla Dzikiej Przyrody – rozmowa z Grzegorzem Bożkiem

grzegorz bożek 2018 kacper krzanowski

Wywiad przeprowadzony został przez Monikę Kowalczyk w kwietniu 2017 r. na potrzeby pracy doktorskiej pt. „Człowiek ekologiczny w kulturze fizycznej. Ekologia głęboka jako filozoficzny fundament integracji człowieka i natury” napisanej pod kierunkiem prof. dr hab. Marii Zowisło na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, obronionej przez Monikę w 2018 r. (przy okazji polecamy też rozmowę z Moniką zamieszczoną w 3/2018).

Co godne uwagi w pracy doktorskiej znalazły się rozmowy z innym członkiem Dzikie Życie RunTeamu Szymonem Ciapałą, oraz biegaczką narciarską i mistrzynią olimpijską Justyną Kowalczyk. Ponadto w tej pracy opublikowano rozmowy z norweskimi ludźmi nauki, sportu, kultury i ekologii – Davidem Rothenbergiem (drukowana w Dzikim Życiu nr 3/2019), Nilsem Faarlundem (drukowana w Dzikim Życiu nr 10/2019), Perem Ingvarem Haukelandem, Gunnarem Breivikiem (drukowana w Dzikim Życiu nr 11/2018), Niną Witoszek, bardzo mocno nawiązujące do filozofii głębokiej ekologii Arne Naessa.


Monika Kowalczyk: Z Pracownią jesteś aktywnie związany od wielu lat, zasiadasz w Zarządzie stowarzyszenia, a od 2010 jesteś redaktorem naczelnym miesięcznika „Dzikie Życie”. Jak to się stało, że zaangażowałeś się w działania Pracowni? Jaka jest twoja historia?

Grzegorz Bożek: Z Pracownią formalnie związany jestem od 1996 r. (wtedy złożyłem deklarację członkowską), a od 2004 r. jestem członkiem Zarządu, uczestniczę w podejmowaniu kluczowych decyzji dotyczących jej działalności. Z tą organizacją zetknąłem się dużo wcześniej, pod koniec szkoły średniej. Byłem wtedy związany bardziej z muzyką i kulturą alternatywną (nurt „jarociński”), a ruch ekologiczny wpisujący się w popularne wtedy idee wolnościowe, był obecny na wielu imprezach tego rodzaju. Interesowały mnie wtedy problemy ochrony, a raczej niedewastowania środowiska. Przy okazji takich właśnie muzyczno-kulturalnych wydarzeń trafiłem na publikacje związane z ruchem ekologicznym, w tym wydaną w 1989 r. „Zieloną Antologię”. Wtedy dowiedziałem się o istnieniu Pracowni, był to także mój pierwszy intelektualny kontakt z ekologią głęboką. Najbardziej zaskoczył mnie fakt, jak bardzo filozofia ekologii głębokiej była zbieżna z moimi własnymi odczuciami. Jako 19-letni młody człowiek odkryłem coś, czego intuicyjnie poszukiwałem.

„Zielona antologia” była twoim pierwszym kontaktem z filozofią ekologii głębokiej. Co było najistotniejsze dla ciebie w tej filozofii, co cię zainspirowało?

Myślę, że intuicyjnie odbierałem przyrodę i człowieka jako elementy będące na równych prawach. I wreszcie znalazłem to wyrażone w logiczny sposób w tej „Antologii”. Niewiele później przeczytałem „Walden, czyli życie w lesie” Henry’ego D. Thoreau. Thoreau jakby dopełnił dzieła – zostałem przekonany.

Ekologia głęboka, wtedy stosunkowo nowy nurt filozoficzny (ale zarazem przecież ruch społeczny) w prosty sposób mówiła, że cała przyroda, zwierzęta i ludzie mają równe prawo do życia i samorealizacji, że nie istnieją lepsze lub gorsze gatunki. To stało się dla mnie przełomowym odkryciem. Do dzisiaj jest to dla mnie taki kręgosłup, na którym zbudowane jest moje widzenie świata. Widać to także w działaniach Pracowni. Obecnie nie skupiamy się głównie na filozoficznych rozważaniach dotyczących ekologii głębokiej i interpretacji myśli Arne Naessa, lecz na działaniach dla ochrony przyrody. Zresztą on sam wielokrotnie zachęcał do podejmowania wysiłków w celu jej ratowania.

Tak, to jest charakterystyczne dla ruchu ekologii głębokiej, który jest przecież ruchem społecznym i należy odróżnić go od filozofii ekologii głębokiej – osobistej ekozofii Naessa.

Ruch ekologii głębokiej nie jest jednak dominującym nurtem w wśród samego tylko ruchu ekologicznego. Pracownia jest jednym z nielicznych stowarzyszeń (jeśli nie jedynym stowarzyszeniem w Polsce), które wprost odwołuje się do głębokiej ekologii. Jedno jest pewne, Pracowni bez głębokiej ekologii by nie było. Trzeba docenić trud jej popularyzacji w Polsce przez Janusza Korbela. 


Trening na trasie Wetlina - Smerek - Połonina Wetlińska, właśnie rozpoczynamy zbieg do Berehów Górnych, prowadzi trener Andrzej Zatorski, październik 1988 r. Fot. Archiwum Grzegorza Bożka
Trening na trasie Wetlina - Smerek - Połonina Wetlińska, właśnie rozpoczynamy zbieg do Berehów Górnych, prowadzi trener Andrzej Zatorski, październik 1988 r. Fot. Archiwum Grzegorza Bożka

Sport pełni w twoim życiu istotną rolę, w młodości trenowałeś lekkoatletykę. Jednocześnie pojawiło się zainteresowanie ekologią i zaangażowanie w działania na rzecz przyrody. Aktywności te traktowałeś jednak oddzielnie, nie znajdując między nimi wspólnej płaszczyzny? Dlaczego?

Wychowałem się w domu, gdzie sport nie był marginalizowany. Mimo, że moi rodzice nie uprawiali sportu zawodowo, mówiło się o nim i nie tylko o samych wynikach, także o jego historii, zasadach fair play. Mój ojciec zabierał mnie na różne wydarzenia sportowe, mając zaledwie 6 lat po raz pierwszy oglądałem na stadionie mecz piłki nożnej, który zresztą dobrze pamiętam.

Uczęszczałem także do szkoły podstawowej, gdzie, jak się później okazało, sport i wychowanie fizyczne były na bardzo dobrym poziomie. W szkole średniej spotkałem trenera i nauczyciela WF-u Andrzeja Zatorskiego, który wtedy trenował swoją żonę Izabelę Zatorską, znaną polską lekkoatletkę, później gwiazdę biegów górskich na świecie. Mimo że nie był moim nauczycielem wypatrzył mnie na jakichś zajęciach i zachęcił do przyjścia na trening lekkiej atletyki. I w ten sposób przez ponad 4 lata lekka stała się ważną częścią mojego każdego dnia.

Filozofia podejścia do treningu, którą prezentował Andrzej Zatorski, widzę to teraz po latach, była specyficzna. Nie dążył do tego, aby jego zawodnicy za wszelką cenę osiągali wyniki. Budował grupę ludzi, którzy niekoniecznie osiągali dobre sportowe wyniki – i tak jak też było w moim przypadku, niekoniecznie mieli talent i jakieś specjalne predyspozycje, aby te wyniki osiągać. Ważne było uczestnictwo w treningach, atmosfera i relacje koleżeńskie, a wyniki niejako pojawiały się przy okazji i też zwykle w przypadku tych osób, które ten talent faktycznie miały. Myślę, że trenowanie nas dawało mu wiele frajdy, kładł też nacisk na treningi w terenie, dużo biegaliśmy po mało uczęszczanych dróżkach, ścieżkach, szlakach, także w górach. 


Jedynie na skoczni w dal przy ulicy Bursaki w 1989 roku był kawałek tartanu w całym mieście. Dzisiaj w tym miejscu piękna skocznia i ładny stadion lekkoatletyczny, w tamtych latach o takim można było tylko pomarzyć. Fot. Archiwum Grzegorza Bożka
Jedynie na skoczni w dal przy ulicy Bursaki w 1989 roku był kawałek tartanu w całym mieście. Dzisiaj w tym miejscu piękna skocznia i ładny stadion lekkoatletyczny, w tamtych latach o takim można było tylko pomarzyć. Fot. Archiwum Grzegorza Bożka

Andrzej Zatorski próbował wskrzesić w Krośnie klub sportowy Krośnianka, co udało mu się chyba w 1991 r. Zanim to nastąpiło, jego podopieczni funkcjonowali w strukturach różnych klubów np. Karpaty Krosno czy Komunalni Sanok. Reprezentowałem więc sekcję lekkoatletyczną owych klubów na różnego rodzaju zawodach. Zatorski próbował też sam organizować w Krośnie zawody lekkoatletyczne, zainicjował jeden z pierwszych biegów ulicznych. Wtedy na przełomie lat 80. i 90. bieganie nie było tak popularne i masowe jak dzisiaj. Biegali głównie ci, którzy trenowali w klubach, w zawodach brało udział bardzo mało osób. Biegów górskich nie było wcale.

Rozumiem, że aktywność fizyczna pozostała ci bliska po ukończeniu szkoły średniej i była obecna w twoim życiu na co dzień?

Sportem interesowałem się zawsze, ceniłem lekkoatletykę jako dyscyplinę, która wydawała mi się najbardziej wartościowa. W tym czasie śledziłem wszelkie zawody lekkoatletyczne, do dzisiaj uważam lekkoatletykę za najważniejszą dyscyplinę sportu, cenię wieloboistów. Królowa jest jedna, coś w tym jest.

Ważna była też piłka nożna, kilkanaście lat grałem w lokalnych klubach w niższych ligach, traktowałem to jednak jako dobrą zabawę. Niespełnionym marzeniem pozostał badminton.


Magia zawodów na miejskim stadionie, tutaj sztafeta 4x400 metrów. Inne stroje, inne buty, inna nawierzchnia. Krosno, maj 1989 r. Fot. Archiwum Grzegorz Bożka
Magia zawodów na miejskim stadionie, tutaj sztafeta 4x400 metrów. Inne stroje, inne buty, inna nawierzchnia. Krosno, maj 1989 r. Fot. Archiwum Grzegorz Bożka

Na łamach „Dzikiego Życia” przyznajesz, że sportowa pasja czasami postrzegana jest jako niepasująca do ekologa. Dlaczego? Czy chodzi o ciemne strony współczesnego sportu, jego komercjalizację, bezwzględne traktowanie przyrody jako środka do celu? Przecież sport to także uniwersalne wartości jak fair play, szacunek, radość, rozwój, harmonia, mające wiele wspólnego z ochroną przyrody.

To jest bardzo ciekawa kwestia, wątek bez którego nie da się rozmawiać o tym, dlaczego wymyśliłem projekt Dzikie Życie RunTeam. Przestałem grać w piłkę po kontuzji kolana, przez prawie 5 lat nic nie robiłem, przez ten czas nie przebiegłem więcej niż 100 metrów. Czułem jednak, że chcę jeszcze wrócić do regularnego ruchu, ale w taki sposób, aby był związany z naturą. Udało się.

Zainteresowanie globalnym sportem, zjawiskami, które z nim się wiążą, komercjalizacja, śrubowane wyników, afery, korupcje czy losy kolejnych olimpiad, cały czas mnie to interesowało.

Zacząłem więc szukać takiej formuły aktywności człowieka w sporcie, która byłaby akceptowalna w ekologicznej perspektywie. Sportu z przestrzeni publicznej nie da się wyeliminować, zresztą nigdy nie uważałem, że to byłoby właściwe rozwiązanie, faktem jednak pozostaje to, że często sport jest związany z inwestycjami szkodzącymi przyrodzie i niepotrzebnie promuje ekstremalne aktywności realizowane kosztem natury. 

Chodzi więc o to, że sport jest postrzegany przez ekologów jako zagrożenie, ponieważ nie współgra z działaniami na rzecz przyrody, a wręcz wiąże się z jej dewastacją.

Zwykle sport nie ma nic wspólnego z ochroną przyrody. Ale sport amatorski i turystyka ekologiczna mogą się ze sobą spotkać.

Przez ostatnie dwa lata obserwuję różne zawody biegowe „od środka”, ich organizację, w jaki sposób uwzględniają uwarunkowania środowiskowe. I już widzę, że jest z tym różnie, ale ta grupa sportów ma szansę mieć cechy sportu ekologicznego. Z wieloma innymi sportami jest gorzej – np. narciarstwo zjazdowe jest klasycznym przykładem destrukcji w górach czynionej na skalę masową, głównie przez infrastrukturę i masowość. Znając wpływ narciarstwa zjazdowego na przyrodę, trudno jest je nazwać ekologicznym. Wszelakie sporty motorowe, które odbywają się w przyrodzie, nigdy nie zdobędą akceptacji osób związanych z ruchem ekologicznym, także tych, z którymi dzielę pasję biegania w przyrodzie.

Sport nie jest jednowymiarowy, niektórych dyscyplin nie da się uznać za ekologiczne. Są również dyscypliny nie mające bezpośredniego wpływu na środowisko, uprawiane są w obiektach zamkniętych czy halach sportowych. Oczywiście istnieje zawsze pośredni wpływ na środowisko, przez produkcję sprzętu sportowego, lecz gra w siatkówkę w hali nie będzie miała takiego wpływu na przyrodę jak rajd crossowców przez Beskid Żywiecki.


Po treningu na ulubionym stadionie, Krosno, ul. Bursaki, sierpień 1990. Fot. Archiwum Grzegorz Bożka
Po treningu na ulubionym stadionie, Krosno, ul. Bursaki, sierpień 1990. Fot. Archiwum Grzegorz Bożka

Czy dlatego właśnie wybrałeś bieganie?

Tak, to przecież najprostsza forma ruchu. Poza tym niedroga. Jednak dla mnie bieganie wywodzi się w prostej linii z turystyki. Tego nie da się oderwać. Sporo biegaczy górskich zna góry, wędruje po nich. Ja także trochę po górach chodziłem z plecakiem. Wędrówki te sprawiły, że zacząłem bardziej interesować się kulturą i historią odwiedzanych miejsc. Historia to jedno z moich zainteresowań, nawet uczyłem tego przedmiotu w szkole, a wpleciona w przyrodę, wraz z turystyką i moim sportowym zacięciem stanowiła ciekawe połączenie. Początkowo chodziłem po górach bardzo szybko, często na czas, ścigałem się sam ze sobą lub z kolegami. Te elementy spowodowały, że przejście z turystyki do biegania było naturalne, myślę że to nawet pewnego rodzaju ewolucja. Chociaż nie ukrywam, że znaczącą inspiracją, bez której pewnie nie biegałbym teraz po górach, było bieganie w terenie, które organizował nam trener Zatorski. Biegaliśmy w Bieszczadach, Beskidach czy na Pogórzu Karpackim, często w trudnym terenie i warunkach pogodowych. Było to wtedy czymś oczywistym, nie sądzę jednak, aby to była norma w ówczesnej szkole lekkoatletyki.

Dwa lata temu zainicjowałeś grupę biegową Dzikie Życie RunTeam, by dzięki aktywności fizycznej propagować idee ochrony przyrody. Gdzie dla ciebie znajduje się ten wspólny mianownik ochrony przyrody i kultury fizycznej?

Mając takie doświadczenia osobiste, wybór dyscypliny był oczywisty. Dzięki temu możemy o tym, co robimy jako miłośnicy przyrody, aktywiści ekologiczni, społecznicy czy pracownicy organizacji ekologicznych powiedzieć ludziom, którzy z jakiś innych pobudek w tej przyrodzie biegają, maszerują. Powiedzieć im, dlaczego warto przyrodę chronić. To była główna motywacja powołania teamu.

Jeśli w danych zawodach biegowych uczestniczy kilkaset osób, dlaczego im nie pokazać, że my biegamy dla dzikiej przyrody? To jedno, a z drugiej strony to pewna próba nawiązania do ideału kalokagatii, pojęcia oznaczającego połączenie piękna i dobra duchowego z fizycznym. To przykład szlachetnego i etycznego postępowania, a jednocześnie dbałość o kondycję fizyczną, psychiczną, które są harmonijnie połączone w całość. Idea ta oraz moje wcześniejsze doświadczenia turystyczne, otwartość na przyrodę i wieloletnie działania na rzecz jej ochrony spowodowały, że zacząłem myśleć o stworzeniu pewniej grupy lojalnościowej, która skupiałaby ludzi nie tyle związanych bezpośrednio z Pracownią, lecz takich, dla których reprezentowane przez nas wartości byłyby bliskie.

Aby przystąpić do zespołu kandydaci zobowiązują się nie tylko do przestrzegania regulaminu, lecz podpisują także deklarację etyczną. Dlaczego wymagania etyczne dla członków teamu są tak istotne?

By być w zgodzie z ideą kalokagatii. Bycie dobrym i szlachetnym zobowiązuje, a trudno byłoby zignorować fakt, że część zawodów organizowana jest w warunkach zagrażających przyrodzie, powiązana z biznesem i inwestycjami destrukcyjnie wpływającymi na stan przyrody, lub korzysta z bazy czy infrastruktury rozwijanej w miejscach, o ochronę których walczy Pracownia. Jest kilka zawodów, które są na naszej czarnej liście. Przykładem jest Festiwal Biegowy w Krynicy, który mimo wysokiej rangi sportowej, ideowo powiązany jest z projektem Siedmiu Dolin – komercyjną zabudową narciarsko-turystyczną Beskidu Sądeckiego. Nie startujemy tam, ponieważ nie zgadzamy się na zabudowę gór w taki sposób jak na Jaworzynie Krynickiej i jesteśmy przeciwni planom dalszej zabudowy. [W 2018 roku w numerze 12-1/2018-2019 „Dzikiego Życia” poruszyłem kwestie etyczne w artykule „Czas na biegową Kartę Etyczną” – dopisek GB].

Czym kierują się biegacze wybierając właśnie Dzikie Życie RunTeam, jaka jest ich motywacja?

Zapewne różna. Część zna i chce wspierać miesięcznik Dzikie Życie i Pracownię. Są ludzie, którzy nas nie znali dobrze, ale np. ujęło ich logo, jakim się posługujemy (trop wilka) czy piękne zdjęcie tego zwierzęcia umieszczone na naszych biegowych strojach. Zdecydowali, że chcą biegać dla teamu, który chroni te drapieżniki. Najlepiej byłoby ich samych zapytać, dlaczego wybrali Dzikie Życie RunTeam.

Nie oczekujemy od członków zespołu, aby od razu zostawali aktywistami ekologicznymi, zależy nam bardziej na popularyzacji idei ochrony przyrody i pokazaniu, że za naszym uczestnictwem w zawodach stoi idea ochrona przyrody.

Czy zauważasz efekty tej działalności? Czy możesz powiedzieć, że inicjatywa powołania zespołu miała sens?

Miała sens, nie sądziłem, że do grupy przyłączy się aż 50 osób, bo tyle nas jest w tym momencie. Kilka osób wprost powiedziało, że właśnie takiego teamu szukali, z którym mogliby się identyfikować ideowo. Cieszy to, bo świadczy o tym, że wśród ludzi biegających są tacy, którzy szukają czegoś więcej niż tylko przyjemności i zabawy z ruszania się w terenie.

A czym dla ciebie jest bieganie?

Ze względu na mój tryb pracy, a spędzam wiele godzin przez ekranem komputera, bieganie w przyrodzie jest aktywnym wypoczynkiem, regeneracją sił fizycznych i psychicznych. Doceniam kontakt z przyrodą podczas takiej aktywności, biegam w różnych warunkach pogodowych, porach dnia i nocy, co pozwala obserwować odwiedzane miejsca w różnych odsłonach. Często spotykam na swojej drodze dzikie zwierzęta, to też sobie cenię. Bieganie w terenie to łapanie bliskiego kontaktu z przyrodą, bieganie tylko po asfalcie tej frajdy nie daje, asfalt toleruję maksymalnie do dziesięciu kilometrów.


Ręczny pomiar czasu na stoperze w biegu na 100 m, żużlowa bieżnia stadionu, Dzień Sportu, maj 1989 r., Krosno. Fot. Archiwum Grzegorz Bożka
Ręczny pomiar czasu na stoperze w biegu na 100 m, żużlowa bieżnia stadionu, Dzień Sportu, maj 1989 r., Krosno. Fot. Archiwum Grzegorz Bożka

Przez wiele lat pracowałeś jako nauczyciel i pedagog w szkole. Pracownia od lat również angażuje się w edukację ekologiczną. Na ile, twoim zdaniem, w szkolnej edukacji ekologicznej jest miejsce na elementy dotyczące budowania związków z naturą, formowania i wzmacniania ekologicznej jaźni tak, by przyroda nie była traktowana jedynie jako źródło konsumpcji i chroniona jedynie w celu zaspokojenia potrzeb człowieka?

Myślę, że trochę zmieniło w ciągu ostatnich lat. Do szkół trafili nauczyciele, z których część miała kontakt z ambitną edukacją ekologiczną, uwrażliwiającą na naturę – chociażby taką, jaką prowadziła Pracownia. Jednak mimo tego uważam, że norma szkolna jest mało satysfakcjonująca. Jedyna sensowna edukacja ekologiczna to taka, której celem jest realne rozwiązywanie problemów środowiskowych, jeśli do tego nie prowadzi, nie jest wiele warta.

Może należałoby w edukacji ekologicznej zwrócić większą uwagę na aspekt filozoficzny, a nie jedynie działania konserwatorskie czy ochroniarskie? Czy twoim zdaniem ekofilozofia ma realny społeczny wpływ i może być postrzegana jako niezbędny kontekst dla praktycznych przyjaznych środowisku działań?

To jest dobre pytanie. Wielokrotnie w Pracowni zastanawialiśmy się, co robić, aby być skutecznym, jakiego używać języka, jakie elementy kultury ogólnej czy nawet masowej włączyć w działania na rzecz przyrody. Patrząc przez pryzmat ostatnich 30 lat muszę przyznać, że Pracownia jako jedna z niewielu organizacji w polskim ruchu ekologicznym starała się łączyć filozofię z praktycznymi i wymiernymi działaniami na rzecz przyrody. Nigdy nie skupialiśmy się jedynie na filozofii ani też jedynie na działaniach ochroniarskich, bez szerszego kontekstu. Zawsze staraliśmy się łączyć filozofię z pragmatyką i prawnym działaniem, często trudnym, kończącym się w sądach. Podbudowa filozoficzna dawała nam siłę do działania i motywację do żmudnej, biurowo-administracyjnej działalności. Motywacja to jedynie tylko początek, bez działania istnienie takiego stowarzyszenia jak Pracownia, nie miałoby sensu.

Aby być skutecznymi, musimy być gotowi do podjęcia wyzwań pomimo tego, że naszym przeciwnikiem jest biznes, za którym stoją niemałe pieniądze. Musimy więc nie tylko sprawnie poruszać się w biurokratycznym świecie i gąszczu obowiązujących przepisów, ale także pamiętać, po co to robimy i do czego zostaliśmy powołani.

Moim głównym polem zainteresowań jest relacja ekofilozofii (ekologii głębokiej) i kultury fizycznej człowieka. [Tytuł dysertacji to: „Człowiek ekologiczny w kulturze fizycznej. Ekologia głęboka jako filozoficzny fundament integracji człowieka i natury”.]

Kultura fizyczna jest częścią składową kultury społeczeństwa skupiającą się na aspektach ludzkiego ciała, którego dobrostan (zarówno fizyczny jak i duchowy) zajmuje centralne miejsce. Skupia się na człowieku i w tym sensie można ją postrzegać jako czysto antropocentryczną. Filozofia ekologii głębokiej zakłada jednak decentralizację pozycji człowieka. Czy biocentryzm ekologii głębokiej można pogodzić z antropocentryzmem kultury fizycznej? Gdzie można by znaleźć punkty zbieżne tych dwóch perspektyw?

Antropocentryzm jest widoczny w każdej praktycznie dziedzinie działalności człowieka, wszelkie działanie ma sprzyjać i służyć głównie jemu – nie przyrodzie, wilkom, niedźwiedziom czy dębom.

Człowiek chce brać udział w profesjonalnie zorganizowanych rajdach rowerowych, korzystać z nowoczesnego sprzętu, jeździć na świetnie przygotowanych, wyratrakowanych, oświetlonych i dośnieżonych trasach narciarskich w pięknym przyrodniczo terenie. To jest główny nurt. Także w zawodach biegowych motywacja organizatorów i większości biegaczy jest w większości mocno egoistyczna i skupiona na dokonaniach, wynikach czy sukcesach.

Jako ludzi interesują nas głównie tylko nasze interesy – to wciąż jest główny nurt. Ale to musi się zmienić, jeśli chcemy przetrwać jako gatunek. I ten główny nurt wciąż jest widoczny także w sporcie czy rekreacji. I tu właśnie aktywność RunTeamu jest pewnego rodzaju awangardą. Mówimy wprost, że to wilki są u siebie, a nie człowiek, że dzika przyroda jest wartością i należy ją chronić. I choć są to sprawy ogólnie znane, wręcz oczywiste, praktycznie nikt w tym środowisku o tym nie mówi. Jedynie zauważalna jest obecność grup sportowych skupionych wokół idei określonego sposobu odżywiania.

Antropocentryzm niestety się wzmacnia – vide wystąpienia na konferencji z maja 2017 r. „Jeszcze Polska nie zginęła – wieś” w Toruniu, gdzie w jawny sposób o ekologach mówiono jako o zielonych nazistach.

Może biocentrym jest po prostu zieloną utopią, niemożliwą do osiągnięcia? Czy odrzucenie antropocentryzmu jest możliwie, czy jest konieczne?

Jest to jakiegoś rodzaju utopia. Ja jednak widzę możliwy punkt styku biocentryzmu i antropocentryzmu. Można głosić hasła ochrony dzikiej przyrody, walczyć o nią, a jednocześnie czynnie uczestniczyć w naszej ludzkiej kulturze, także fizycznej. Tak jak robi to Dzikie Życie RunTeam. Traktujemy tę aktywność jako narzędzie popularyzacji idei ochrony i życia z przyrodą, którego ludzie powinni się nauczyć, by uratować świat przed degradacją. Mimo pewnych zmian w traktowaniu przyrody, coraz większej wiedzy o świecie oraz świadomości skutków oddziaływania człowieka, dzika przyroda nadal przegrywa, a presja na nią jest coraz większa. Główny nurt czy to w kulturze masowej, czy w biznesie polega na nieustannym jej eksplorowaniu, każdy dziki kawałek trzeba poznać, do wejść niego, nadepnąć. To machina mieląca zarówno dziką przyrodę, jak i tę mniej dziką powoduje, że gatunki giną, a zasoby naturalne są w coraz gorszym stanie.

RunTeam nie propaguje eksploracji i odkrywania dzikiego świata, lecz postawę szacunku dla niego. Hasło „Pobiegnij z nami w dzicz” nie oznacza zachęty do biegania w ekstremalnie niedostępnym terenie. To raczej słowo-klucz rozbudzające wrażliwość na przyrodę, a nie dosłowne zaproszenie do jej przesadnej eksploracji. Chodzi wręcz o to, by ludzie mniej podróżowali, nie zadeptywali dzikiej przyrody, aby zostawili jej przestrzeń.

Myślę, że istnieje linia styku pomiędzy kulturą fizyczną a kulturą ekologiczną, lecz jest to na razie niewielka wspólna przestrzeń. Może to odważne stwierdzenie, ale Dzikie Życie RunTeam to właśnie taki punkt zbieżny antropocentrycznej kultury fizycznej i idei równości biocentrycznej.

Czy i jak aktywność fizyczna w środowisku naturalnym może przekształcić się w głęboki szacunek i miłość do natury oraz zrozumienie jej wewnętrznej wartości? Uczestnictwo w formach sportu czy rekreacji przyjaznych środowisku nie oznacza jednak automatycznie głębokiego prośrodowiskowego zaangażowania. Często mimo odczuwania więzi z naturą podczas aktywności w przyrodzie, w innych aspektach życia nadal nie zachowujemy się z sposób przyjazny przyrodzie (nadmierna konsumpcja, niezrównoważone podróżowanie, produkcja odpadów itp.). Co jeszcze jest konieczne, by takie zaangażowanie w człowieku rozwinąć lub umocnić?

Trudno do końca określić jaki jest ten ekologiczny wzorzec, kogo można uznać za ekologicznego, a kogo już nie, trudno jest wyznaczyć taką granicę. Jestem daleki od oceniania ludzi w taki sposób, bo czy ja spędzając 12 godzin dziennie przed ekranem komputera, choć w imię ochrony przyrody, wpisuję się w pożądany dobry wzorzec, czy może już nie?

Myślę, że istotne jest to, że znaleźli się ludzie, którzy z własnej woli przyłączyli się do grupy biegowej, jaką jest Dzikie Życie RunTeam, których nasze działania mogą wzmocnić ich wrażliwość, zmienić spojrzenie na przyrodę, a nawet zachęcić do aktywnego jej chronienia.


Wyjazd w Bieszczady na trening razem z ekipą z PTTK. Połonina Wetlińska zdobyta biegiem, wspólne zdjęcie z kolegami z klubu oraz członkami PTTK. Październik 1988 r. Fot. Archiwum Grzegorza Bożka
Wyjazd w Bieszczady na trening razem z ekipą z PTTK. Połonina Wetlińska zdobyta biegiem, wspólne zdjęcie z kolegami z klubu oraz członkami PTTK. Październik 1988 r. Fot. Archiwum Grzegorza Bożka

W jaki sposób sport, rekreacja i turystyka ze względu na swoją powszechność i zdolność oddziaływania mogą takie zaangażowanie upowszechniać i wzmacniać?

Właśnie powszechność i obecność sportu i rekreacji w masowej kulturze była głównym powodem zainicjowania teamu. Rosnąca popularność, a wręcz masowość biegania stała się podstawą i sensem zaistnienia tej grupy.

Dużo będzie też zależeć od ekologicznej świadomości organizatorów różnego rodzaju zawodów, od wypracowanych standardów ekologicznych zachowań, przyjętych zasad np. dążenie do efektu – zero śmieci podczas zawodów, dyskwalifikowanie zawodników za łamanie zasad regulaminowych dotyczących środowiska (dotychczas chyba nikt w Polsce za coś takiego nie został zdyskwalifikowany)… itd., itp.

Jaka jest rola liderów, osób będących wzorem do naśladowania, nauczycieli, polityków, sportowców w kształtowaniu takiego zaangażowania?

Są inspiracją. W moim przypadku nie był to żaden ze znanych sportowców, lecz irański podróżnik-rowerzysta Mohammad Tajeran, współpracownik naszego miesięcznika. Od wielu lat przemierza kontynenty na rowerze edukując dzieci i młodzież w zakresie ochrony, wiążąc to z ideą pokoju na świecie. Jedzie przez świat z ideą „Potrzebujemy drzew”.

To jest rzeczywiście ciekawa postać. Jego aktywność fizyczna czasem jest wręcz ekstremalna. Pokonuje samotnie rowerem dziesiątki kilometrów w różnych strefach klimatycznych i warunkach pogodowych. Potrzebna jest do tego tężyzna fizyczna, ale i siła psychiczna, a dodatkowo nie robi tego tylko po to, by sprawdzić swoją wytrzymałość i pokonać ograniczenia, lecz niesie ze sobą ważną ideę.

Tak, podróżników czy poszukiwaczy ekstremalnych wrażeń i chęci sprawdzenia siebie jest sporo, natomiast Tarejan, ze względu na jego motywację, jest tutaj wyjątkowy. Gdyby nie on, pewnie nie powstałby Dzikie Życie RunTeam.


Dziękujemy Monice Kowalczyk za zgodę na przedruk rozmowy.

Zdjęcie kolorowe: Grzegorz Bożek na trasie Dukla Wolf Run, maj 2018 r. Fot. Kacper Krzanowski


Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot korzysta z dotacji instytucjonalnej w ramach programu Demokracja w Działaniu.